Translate

środa, 29 stycznia 2014

Truth about life


~ Hey Hi Hello ! ~



Długo się zastanawiałam nad tym, co napisać na blogu. Szukałam inspiracji, ale na daremno. W efekcie tego miesiące mijały na bezpłodnych obietnicach, że w końcu zrobię coś kreatywnego. Stała wymówka – brak czasu. A może jednak brach chęci? Za szybko się poddałam. Dziś niepostrzeżenie wkradły się do mej głowy przeróżne pomysły na przemyślenia. Te bardzo poważne, jak i o lekkiej tematyce, niczym rodem z beletrystyki. Zapraszam was serdecznie na moje mini wykłady, spis myśli, spostrzeżeń. Może mnie nazwać kolejnym Coelho, ale trudno, zaryzykuję.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
„Zabić ciszę”
 
Po całym dniu w szkole wracam zmęczona do domu. Jakimś cudem zdołam wczołgać się na górę. Rzucam krótkie „cześć”, natychmiast idę do mojego pokoju, zamykam drzwi i wołam jeszcze na odchodnym lakoniczne „dobrze”. Włączam muzykę i zaczynam ogarniać rzeczy, które muszę zrobić na jutro. Potem krótka przerwa – obiad. Niby rodzinny, ale każdy myślami jest gdzie indziej. Potem z powrotem do pokoju. Tym razem radio. Byleby coś leciało w tle. Czas pędzi, zbliża się wieczór. Komputer, trochę pogadać ze znajomymi i spać. Czyż ten scenariusz nie wydaje wam się bliski waszemu sercu? Odpowiedź pozostawiam do rozważenia sam na sam. Ktoś może zapyta, po co te radio, telewizor i niepohamowana potrzeba ciągłego słuchania czegoś. Zabijamy ciszę. Dlaczego? W dzisiejszych czasach, wybaczcie moje śmiałe stwierdzenie, boimy się ciszy. Przeraża nas. Czujemy się przyparci do muru, sam na sam z naszymi myślami. Nie na darmo ktoś kiedyś powiedział, że słuchając muzyki zapominamy o problemach. Ale czy nie zapominamy też przypadkiem o innych ważnych rzeczach?

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

„U cioci na imieninach”

Kolejny problem. Kto z nas lubi spędzać czas z rodziną? A może inaczej… Kto z nas choć stara się trochę poświęcić dla bliskich? Pędzimy nasz człowieczy los żyjąc ze sobą, ale jakby obok siebie. Odcięci, stajemy się więźniami własnych uczuć. Porwę się nawet na dość radykalne hasło „egzystujemy obok siebie”, nie zwracając uwagi na nic. Wpędzamy się w rutynę. Jasne, że nie każdy musi od razu uwielbiać rodzinne fety, podczas których nękany pytaniami, czuje się jak na przesłuchaniu na komisariacie. Sama czasem tego doświadczam. Wujek bardzo się martwi o mój los, pytając przy każdej możliwej okoliczności o adoratorów. Nie wiem, czy to nie jest już lekka obsesja wujaszka. Widocznie ma pewne powody się martwić, że zostanę starą panną na garnuszku rodziców. Nie wnikamy. Zostawiamy ten problematyczny temat, lekko przechodząc do sedna sprawy, które można by zawrzeć w jakże oklepanej tezie: „spieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą”. Każdy z nas już je zapewne słyszał, ale czy zastanowiliśmy się kiedyś nad tym porządnie, tak, aby z pełną świadomością i czystym sumieniem móc wysnuć wniosek, że przeanalizowaliśmy sprawę pod każdym kątem? Od niedawna zaczęłam dostrzegać, czemu moje życie wydaje się takie puste. Bo nie dopuszczałam innych do mnie. Zbudowałam wokół siebie gruby mur. Zabiegałam o kontakt z osobami, które nie były tego warte, raniąc przy tym osoby, którym na mnie zależało. Siadam więc sobie wieczorami z mamą, parzymy sobie nasze ulubione herbatki i rozmawiamy. Tak po prostu. Zwierzam się jej ze wszystkiego. Z resztą tacie też. Nie ma u nas tematów tabu. Nawet w sprawach dość delikatnych. Ci, których nazywacie „starymi” to jedyne osoby, które bezgranicznie was kochają i chcą za wszelką cenę pomóc. Żadna przyjaźń, najlepsza przyjaciółka, kumpel, nie jest w stanie zastąpić wam ich. Przyjaźnie się kończą, szybciej niż myślimy. W gimnazjum miałam przyjaciółkę ( na potrzeby bloga zmieniam imię) Hanię. Znałyśmy się jak łyse konie. Razem od przedszkola. Ale w szkole poznałam też Julię. Trzymałyśmy się we trzy. Teraz, gdy rozeszłyśmy się, myślałam, ba.. byłam pewna, że kontakt uda mi się utrzymać bardziej z Hanią, zwłaszcza, że mieszkamy w jednym mieście. A tu zdziwienie. Hania nie odezwała się od czerwca zeszłego roku. Natomiast z Julką piszę kilka razy w tygodniu. Czasem widujemy się na dworcu, ściskamy i gadamy jak szalone. Widzicie sami, życie pisze przeróżne scenariusze. 
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
„Uciekając przed klientem”

Ostatni z tematów. Jeżeli dobrnąłeś aż tu, mój drogi czytelniku, chcę Ci bardzo serdecznie podziękować za cierpliwość i wytrwałość. To wiele dla mnie znaczy. A więc jako, że to już półmetek moich rozważań, na koniec zostawiłam najluźniejszy temat. Mieliście już tak, że brali was w sklepie za sprzedawcę? To wyobraźcie sobie, że ja mam tak za każdym razem, gdy udaję się do miejsc handlu. Myślałam „może jakoś nijako się ubieram?”.  Lecz nie. Nawet w bluzie z Rolling Stones, czerwonych rurkach i żółtych trampkach, z torbą z kolorowymi brożkami zostałam zapytana w obuwniczym o inny rozmiar buta. I jak zwykle ten sam tekst „przepraszam, ale ja tu nie pracuję”. Dość ciekawe, nie sądzicie? No dobrze, robi się późno. 22:13. Oczy bolą, cały dzień czytam. Chemia, biologia, „Dżuma” Camusa. 
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czas odpocząć. Życzę wam miłego dnia i udanego końca ferii!


 Źródła:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz